Bomba jądrowa B61, źródło: US Army, domena publiczna
To jeden z nielicznych wpisów ocierający się o "politykę", na szczęście będzie krótki. Szerokim echem odbija się dyskusja o uczestnictwie Polski w programie "Nuclear sharing". Chciałbym przypomnieć o jednym aspekcie tegoż programu, który nie doczekał się przedstawienia opinii publicznej. Wiem, że osoba, która poruszyła tę lawinę ukończyła bodajże 7 szkół wyższych a ja tylko jedną, a jednak czegoś zabrakło.
Otóż program dotyczy taktycznej broni jądrowej, a więc takiej, która ma na cel wspieranie własnych wojsk w wypełnieniu ich zadań bojowych. W chwili obecnej ogranicza się do bomb "atomowych" (konkretnie B61) zdolnych do przenoszenia nie tylko przez strategiczne bombowce, ale samoloty wielozadaniowe dostępne dla nie-za-bogatych, w rodzaju naszych F-16.
A wiecie Szanowne Czytelniczki i Szanowni Czytelnicy gdzie w Europie te bomby mogą być zrzucane? Jeżeli agresorem ma być Rosja to nie ma innej możliwości, niż użyć je na terenach tzw wschodniej flanki NATO, czyli na terenie Polski, Litwy, i tak dalej. Można oczywiście zniszczyć Kaliningrad, ale po co, chyba że pierwsi atakujemy Rosję.
Lotnictwo myśliwsko-bombowe, bez wsparcia naziemnych systemów, nie ma możliwości wykonywania zadań daleko w głąb skoncentrowanej obrony przeciwlotniczej dobrze przygotowanego przeciwnika. Potrzeba tych wszystkich radarów, sektorowych i dookólnych, osłony przeciwlotniczej i antybalistycznej, własnych rakiet antyradarowych na wspierających samolotach, centrów dowodzenia, krążących w pobliżu AWACS-ów, samolotów walki elektronicznej i powietrznych tankowców (które trzeba osłonić) a tego wszystkiego jak dotąd nie ma.
Dlatego sprawa taktycznej broni jądrowej jest w impasie. Dokąd sami nie uzbroimy swojego podwórka, będziemy mogli ją wykorzystać przede wszystkim na własnym terytorium.
Tak się życie ułożyło, że wiem co nieco na temat wojny z udziałem broni jądrowej, większość strat jest wynikiem urazów "konwencjonalnych", termicznych i mechanicznych. Polska nie jest przygotowana do prowadzenia takiej wojny, symulacje wykazują, że nie ma na przykład wystarczającego zapasu płynów infuzyjnych i sterylnych opatrunków do udzielenia pomocy rannym w wyniku "friendly fire". Przy braku możliwości udzielenia pomocy i niesprzyjających warunkach atmosferycznych nawet banalne oparzenia i urazy stają się groźne, są źródłem poważnych strat.
Jeżeli zdradziłem jakąś tajemnicę, proszę o łagodny wymiar kary, jak tuszę Władimir Władimirycz Putin również wie o tym dobrze.